Wracam na stałe. W ostatnich tygodniach przekonałam się, że dieta idzie mi kiepsko, kiedy nie piszę na blogu. Tak nie może dłużej być, bo dalej będę tyła, zamiast schudnąć.
Wracam więc pełną parą: będę pisać codziennie i u Was komentować, bo już dłużej nie wytrzymam życia bez pisania na tym blogu. Jeśli dalej będzie tak jak w ostatnich tygodniach, to będę musiała kupić ubrania w rozmiarze 42, który kiedyś nosiłam, a do tego nie mogę dopuścić. Wolę umrzeć i mówię to na poważnie. Jeśli mam być gruba, to nie chcę żyć. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Nie zabiję się jednak, bo mocno wierzę w Boga. Gdyby nie moja wiara, to pewnie już by mnie nie było na tym świecie.
Mam bardzo mało czasu, ledwo wyrabiam z tym wszystkim, ale z dietą muszę wyrobić. Jutro muszę wstać o 7, a skończę moje zajęcia o 21. Dzień jak co dzień. I tak chodzę spać o 2 albo o 3 w nocy, bo zawsze coś dodatkowego jest do zrobienia, np. tylko w nocy mam czas na wstawienie prania, na uporządkowanie papierów albo na umycie naczyń w kuchni. Chyba powinnam porzucić pracę charytatywną. Zamiast ją ograniczyć, to jeszcze bardziej się zaangażowałam...
Moje życie jest teraz totalnie szalone. Kiedyś nie miałam pracy, a jakiś czas temu spotkało mnie tyle pozytywnych rzeczy, że sama nie mogę w to uwierzyć. To niesamowicie dziwne, ale te wszystkie szanse pojawiły się dosłownie w tym samym czasie. To chyba Opatrzność czuwa nade mną, żebym nie zginęła na tym świecie.
W ostatnich tygodniach sięgnęłam wielu granic. Dałam sobie radę z kilkoma rzeczami, o które nigdy bym siebie nie podejrzewała i jestem z siebie dumna. Szkoda, że z dietą sobie nie dałam rady... To tylko moja wina. Nie musiałam jeść z przyjaciółką miski ciastek, nie musiałam częstować się tortem urodzinowym syna przyjaciół, nie musiałam kupować sobie trzech czekolad i jeść ich w pół godziny. Szkoda, że na głupotę nie wymyślono lekarstwa.
Dowiedziałam się niedawno, że mogłabym pojechać na Wielkanoc na tydzień do Polski, ale nie pojadę, bo nie pokażę się rodzinie i znajomym w takim stanie. Tylko by każdy komentował, że przytyłam. Wolę zostać tutaj i spokojnie się odchudzać, aż osiągnę wagę 50-51 kg. Z takiej wagi będę w miarę zadowolona, chociaż postaram się oczywiście schudnąć więcej. Moi rodzice na pewno chcą mnie zobaczyć, ale muszę ich rozczarować. To tylko moja wina.
Pojadę do Polski dopiero za pół roku na ślub mojej siostry, a nie mogę wtedy wyglądać jak wieprz, którym jestem. Jeśli byłabym obrośnięta tłuszczem, to musiałabym znaleźć wymówkę, żeby nie pójść na ślub własnej siostry, a do tego nie mogę dopuścić. Chcę być na jej ślubie, bo to moja ukochana siostra. Dzisiaj mi napisała, że kupuje sobie psa pekińczyka, chociaż rodzice jeszcze o tym nie wiedzą :))) Oni nienawidzą psów, więc już widzę ich reakcję. Dobrze, że nie będzie mnie wtedy w domu :)))
Już cieszę się na kolejne dni i tygodnie: na jedzenie w granicach 400-600 kcal, na bieganie, na mniejsze cyferki na wadze. Czy jest coś lepszego niż dieta???
I będę biegać, chociaż musiałabym biegać w tym ciemnym lesie o 2 w nocy!!! Jeśli dałam sobie radę z różnymi ekstremalnymi rzeczami, to tym bardziej z dietą sobie poradzę.
I napiszę tu jeszcze jedno: tak, dieta rządzi moim życiem. Dieta albo nic. Życie bez przestrzegania diety jest do kitu.
Czekałam na Twój powrót :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie zobaczyć nowy post :)
OdpowiedzUsuńhttp://rebecca-dream.blogspot.com/
Nawet nie wiesz jak sie ucieszyłam ,że do wracasz do pisania bloga :) Wracasz z nową energią i oby Cie już nie opuściła.
OdpowiedzUsuńKochana, będziemy perfekcyjne jak w starych, dobrych czasach :)))
Usuńbardzo ładnie że wróciłaś. jesteś moim wzorem do naśladowania. zawsze jak się mam uczyć ii mi się nie chce przypominam sobie Ciebie i myślę sobie "jak greta dała radę, ja też potrafie." także pisz dawaj rade, i dbaj o swoje zdrowie!:)
OdpowiedzUsuńtak żebyś była i szczupła i piękna na ślubie, ale też zdrowa:)
powodzenia kochana,
Noo.. w końcu :)
OdpowiedzUsuńTak się cieszę, że jesteś. Ostatnio sporo osób nie pisze na swoich blogach, których już znam i lubię, bo są tu już jakiś czas.
58kg? nie obraź się, ale jak to możliwe, że doprowadziłaś się do takiego stanu w tak krótkim czasie? to się dopiero nazywa efekt jojo. w każdym razie trzymam mocno kciuki :) akurat masz pół roku, jak będzie tak jak wcześniej to i teraz sobie dasz radę. ;**
W bardzo prosty sposób tyle przytyłam: po pierwsze dlatego, że wcześniej mało jadłam i zaczęłam się później opychać. Po drugie przez chorobę neurologiczną moja przemiana materii już od jakiegoś czasu funkcjonuje fatalnie i już nic się niestety nie da z tym zrobić. Mogę mieć tylko nadzieję, że nie będzie gorzej.
UsuńJa mam dużo ruchu, dużo biegania na co dzień, ale w ostatnich tygodniach naprawdę bardzo dużo słodyczy jadłam, niestety :(
OdpowiedzUsuńBrawo!! Baaaardzo sie cieszę, że wracasz!! Dla mnie dieta też jest najważniejsza - taka prawda..
OdpowiedzUsuńDOBRZE ŻE WRACASZ:*
Dieta to styl życia, więc gdzieś w podświadomości pomyślałam, że w końcu wrócisz. Większość z nas wraca. Blog, dieta - wpisują się w jakiś sposób w tryb dnia codziennego.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wracasz, chociaż pewnie lepiej byłoby gdybyś wróciła bez efektu jojo, ale sobie z nim poradzisz! Kto jak nie Ty? Jesteś chyba jedną z najbardziej zawziętych osób w diecie.
Powodzenia
Czekałam na Ciebie. Mam nadzieję, że teraz już zostaniesz z nami !
OdpowiedzUsuńO jak bardzo się cieszę, że wróciłaś. Damy radę :) wszystkie. Blog pomaga, sama to widzę od tych paru dni. Pozdrawiam i trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńwww.nietypowewyzwanie.blogspot.com
Gratuluję zmiany nastawienia, trzymam kciuki za twój sukces :D Sama także zauważyłam że blog to taki kopniak w tyłek, żeby przestrzegać diety, bo w końcu innym się udało, to nam się nie uda? :)
OdpowiedzUsuńsłodycze, czyli powracasz do starych przyzwyczajeń ze studiów. oj kochana, nasze słabości zawsze w nas będą i zawsze w końcu w którymś momencie wylezą na powierzchnię, ale żeby tak od razu je gorąco witać i objadać się tym, co wiesz, że nie jest dla ciebie dobre? musisz wziąć się w garść. ja sama odkryłam ostatnio, że nie umiem wytrzymać ponad miesiąca bez fast fooda, ale to nie znaczy, że po jego zjedzeniu rzuciłam się na inne rzeczy. to była twoja główna zasada: po każdym występku dieta toczy się dalej. mam nadzieję, że szybko odnajdziesz złoty środek w tym wszystkim, bo jeśli chodzi o dietę, wydajesz się bardzo zagubiona ;*
OdpowiedzUsuńMasz 100% racji. Słodycze niestety zawsze były moim przekleństwem, ale kończę z tym. Czasami po prostu coś mi odbija...
UsuńTak się cieszę, że wróciłaś!
OdpowiedzUsuńWracaj do diety, ale pamiętaj, że mimo wszystko to nie ona jest najważniejsza. I gdyby nie było nic lepszego od niej to na świecie były by same super szczupłe osoby :)
Trzymam za Ciebie kciuki!
Fajnie, że znowu jesteś :)
OdpowiedzUsuńRozumiem Cie doskonale bez bloga tez mi nie idzie...
Cóż, dieta to Twój styl, po co go zmieniać?
Chudnij :*
Tu masz rację. Czasami mam wrażenie, że mi dieta dodaje napędu i chęci do zrobienia czego ze swoim życiem! Fajnie, że nie odeszłaś. Masz moje wsparcie, będę trzymać kciuki i mam nadzieję, że Ty za mnie też :))
OdpowiedzUsuńSkoro przytyłaś, to na pewno metabolizm trochę ci sie rozkręcił. Wykorzystaj to i nie schodź za nisko z kaloriami. Jedź sobie np na 1200kcal i trochę ćwicz. Waga powinna ci zacząć spadać. Tym razem zdrowiej. Jeśli znowu zaczniesz się głodzić, to po jakimś czasie znowu rzucisz się na jedzenie i znowu przytyjesz. Nie popełniaj znowu tego błędu. Trzymam kciuki, żeby ci się udało.
OdpowiedzUsuńA czy po tym przytyciu okres ci wrócił?
Dziękuję. Co do metabolizmu, to być może masz rację, ale trudno mi powiedzieć, bo mój od paru lat kiepsko funkcjonuje z różnych powodów.
UsuńAle długo czekałam na ten post <3
OdpowiedzUsuńSkoro wracasz, dodaję Cię znów do linków i dalej będę odwiedzała. Cieszę się, że jesteś i to z takim zapałem. :)
OdpowiedzUsuńPoza tym jesteś bardzo pomocna, podziwiam Cię za to wszystko jak się poświęcasz..
Hey,
OdpowiedzUsuńno cóż.. powodzenia :)
Straszne jest to co piszesz... tyle lat, a jakby umysł nastolatki :(
OdpowiedzUsuńNie wiem, skąd ty wiesz, ile mam lat. Ja jestem zadowolona ze swojego życia. Nie mam umysłu nastolatki, bo ze względu na charakter ludzie dają mi więcej lat niż mam. Dzięki diecie wyglądam na 18 lat i nikt mi nie wmówi, że powinnam porzucić mój styl życia. Gdyby on nie był dla mnie dobry, to bym nie wracała.
UsuńPa pa
Tak to jest, że gdy przytyjemy wracamy, bo nie ma innego wyjścia. Teraz to w twoich rękach jest zadbanie o powrót do poprzedniej wagi, zaparcie się i wyrzucenie jakichkolwiek myśli o słodyczach, fast-food'ach i innych tego typu rzeczach. Przecież robisz to dla siebie.
OdpowiedzUsuńyou-have-to-be-strong.blogspot.com
JAk mozna nienawidzic psów???
OdpowiedzUsuńDziwni ci twoim rodzice.