Byłam dzisiaj w szkole, bo chciałam sobie wydrukować parę rzeczy w pokoju nauczycielskim. Dyżur w bibliotece mi dzisiaj przepadł, więc pomyślałam, że pójdę do dyrektora pogadać o kilku sprawach. Byłam trzecia w kolejce, ale wtedy zaczepił mnie opiekun klas 5-6. Chciał ze mną porozmawiać. Wiedział, że wcześniej przez 2 lata w ramach nadgodzin prowadziłam dodatkowe zajęcia z ortografii. Zapytał, czy chciałabym dalej to robić. Jako miłosierna samarytanka odpowiedziałam, że bardzo chętnie. Stanęło więc na tym, że pogada z rodzicami młodszych klas. Zaskoczyło mnie jednak jedno: powiedział mi, że za te dodatkowe zajęcia dostałabym jakieś pieniądze. Powiedział, że wie, że teraz w szkole pracuję charytatywnie, ale że nie chcieliby mnie tak wykorzystywać. A to coś nowego :) Przecież w tamtych latach miałam w szkole 10 nadgodzin tygodniowo i nikomu na myśl nie przyszło, żeby mi za nie zapłacić. Zresztą tego nie oczekiwałam, bo sama chciałam to wszystko robić. Teraz też z własnej woli udzielam się w szkole, nikt mnie do tego nie zmuszał. Miło by jednak było, gdybym dla odmiany za swoją pracę dostała jakieś pieniądze. Zobaczymy, czy się uda. Uwierzę, jak zobaczę je na koncie. Inaczej nikt mnie nie przekona, że to może być prawda.
Po tej rozmowie chciałam pogadać z dyrektorem, ale okazało się, że w tym czasie zniknął. Czekałam 40 minut, ale się nie doczekałam. Cholera, muszę pójść jutro. Nie chce mi się, bo w piątki nie chodzę do szkoły, ale nie chcę tego odkładać do poniedziałku.
O 18 odebrała mnie moja przyjaciółka Mary. Pojechałyśmy do restauracji położonej na wysokiej górze. Są w niej szklane ściany i niesamowity widok na całe miasto i dolinę rzeki. Możecie sobie wyobrazić, jak pięknie było. Rozmawiałyśmy długo. Stęskniłam się już za nią. Kiedy zobaczyłam ceny, to wiedziałam, że wzięłam ze sobą za mało pieniędzy. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, to Mary powiedziała, że ta wyprawa to mój prezent na urodziny, które miałam jakiś czas temu i że zabrała mnie tu w ramach prezentu. Kochana jest :*
Jeśli chodzi o jedzenie, to postąpiłam dokładnie według mojego planu. Do picia wzięłam wodę, a do jedzenia sałatkę. To był właściwie taki talerz sałatek: warzywa (sałata, kapusta, marchew, ogórek, pomidor, jakiś dressing), mięso z indyka i pieczarki. Było po prostu przepyszne! Potem byłam strasznie napchana, bo dawno nie zjadłam tyle naraz. Było to dla mnie bardzo dużo, chociaż obiektywnie była to normalna porcja. Zapomniałam jednak powiedzieć, że nie chcę pieczywa. Dali mi do tej sałatki kromkę chleba, więc zjadłam. Mary mnie potem pytała, czy chcę lody na deser, ale nie chciałam. Nie przyszło mi nawet na myśl, żeby je zjeść. Nie miałam ochoty. Jakie mogłabym mieć usprawiedliwienie dla takiego czynu?
Potem pojechałyśmy do niej do domu i Rick się do nas przyłączył (on mieszka z Mary). Jak zwykle było super. Siedzieliśmy 3 godziny w salonie i rozmawialiśmy. Fajnie, bo znowu się nagadałam po angielsku. Piłam już tylko herbatę. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Koło 22 Rick powiedział, że może byśmy napili się czegoś mocniejszego. Nie chciałam im odmawiać, to wypiłam 2 małe kieliszki likieru brzoskwiniowego.
Rick teraz codziennie popołudniu ma u siebie ucznia, którego wcześniej uczyłam. Z własnej woli pomaga mu w nauce, sam to zaproponował jego przyszywanym rodzicom. Poza tym uczy go dobrego traktowania innych ludzi. Jeśli chłopak się nie poprawi, to zostanie odebrany przyszywanym rodzicom (tak właśnie działa niemiecki Jugendamt, czyli instytucja owiana bardzo złą sławą. To ona odebrała moim innym przyjaciołom chłopca, którego chcieli adoptować. Dobro dziecka się tu nie liczy). Zaproponowałam, że chętnie pomogę. Szkoda mi chłopaka. Ja i Mary zawsze go lubiłyśmy - w przeciwieństwie do innych nauczycieli, którzy go nienawidzili. Dlatego właśnie ZAWSZE będę walczyć, żeby wrócić do zawodu nauczyciela. Nigdy się nie poddam. Zrobię WSZYSTKO, żeby to osiągnąć. Będę się dalej kształcić. Następny etap kształcenia rozpoczynam w następnym tygodniu, ale jeszcze o tym napiszę.
Bilans:
10:45 - kromka chleba pełnoziarnistego - 95
kromka chrupkiego - 20
gotowane jajko - 78
3 plasterki chudej szynki drobiowej - 27
pomidor - 26
kawa z mlekiem - 30
14:00 - 2 morele - 42
mus dla niemowląt (borówka z jabłkiem) 160 g - 117
16:20 - kromka chrupkiego - 20
Razem: 455 kcal.
W restaruacji (ok. 19:00) - sałatka - ok. 200 ?
kromka chleba - ok. 100
22:00 - 2 kieliszki likieru brzoskwiniowego - ?
Nie wiem, ile policzyć za to, co zjadłam poza moim normalnym bilansem. Oceniam jednak, że spożyłam dzisiaj 900-1000 kcal.
Przygotowałam na dzisiaj post o musach dla niemowląt ze zdjęciami, ale wstawię go jutro.
Fajny bilans;)
OdpowiedzUsuńOgólnie spędziłaś dzień poza domem więc na pewno zostało wszystko spalone;)
Buziaki kochana:****
Ten dzień musiałbyć naprawdę super. Zawsze podziwiam Twoją pasję do nauczania innych, urodziłaś się z tym, wierze, że gdyby mnie ktoś w taki sposób uczył języka obcego to może dziś nie byłabym zamknięta w języku polskim. Dobrze, że masz tam takich przyjaciół, samotność na cały czas nie jest wcale dobra i podziwiam Cię za wzięcie sałatki w restauracji.
OdpowiedzUsuńto musi byc ciekawy post o dzieciecych musach, sama kiedys myslalam zeby sobie kupic, ale czy tym mozna sie naprawde na jesc? i jakies tanie firmy bo jak sloiczek kostuje 6zl to ja za te 6zl wole sobie kupic kilogram nektarynek czy cos innego ;) wiecej sie na jem ;P pozdro Olciuk
OdpowiedzUsuńwciaz nie mgoe sie nadziwic ze tacy bezinteresowni i dorbzy ludzie jak ty istnieja, jestes cudowna powaznie ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że przyjaciółka zrobiła Ci taki prezent. To na pewno miłe. No i porozmawiałaś po angielsku. ;)
OdpowiedzUsuńTy naprawdę musisz lubić nauczanie innych i to się ceni. Chciałabym mieć wszystkich takich nauczycieli, którzy robią to co kochają, a nie siedzą w szkole z przymusu i wyżywają się na uczniach.
pozdrawiam. ;-)
a nie sądzisz ze w niektorych przypadkach poświęcenie jest synonimem miłości? chociaz wiem, smiesznie to brzmi od 17-sto latki...
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie spędziłaś dzień, zazdroszczę Ci ;)
OdpowiedzUsuńA bilans jak zawsze świetny mimo likieru i tych innych odstępstw od codziennych bilansów ;]