piątek, 24 sierpnia 2012

396 / Moja historia. Cz. 3. Pierwsza dieta

Pod ostatnim postem pojawiło się wiele komentarzy ze zdaniem, że jadłam tyle słodyczy, bo byłam samotna. Już to napisałam, ale napiszę jeszcze tu, że to absolutnie nieprawda. Nie byłam wtedy samotna, bo mieszkałam z rodzicami i rodzeństwem. Wręcz przeciwnie: to był bardzo szczęśliwy okres mojego życia. Wspaniale go wspominam. Niczego mi wtedy nie brakowało. Świadomie odrzucałam zaproszenia na imprezy, świadomie byłam singielką. Ja jestem typem samotnika i to trwa do dzisiaj. Już od kilku lat mieszkam sama i jest mi tak dobrze. Gdybym chciała, to bym teraz zajadała samotność słodyczami, ale nie mam takiej potrzeby, bo lubię samotność. Nie jestem też osobą, która zajada stres. Jadłam wtedy tyle słodyczy, bo chciałam, a potem się od nich uzależniłam. Nie ma tu drugiego dna.

Wczoraj w nocy była burza. Kiedy dzisiaj rano się obudziłam, to nie było internetu. Byłam załamana. Już myślałam, że modem mi padł. Na szczęście naprawiłam. Następnym razem na wszelki wypadek odłączę modem z gniazdka. Założyłam dzisiaj bluzkę, w której od roku nie chodziłam. Kiedyś była obcisła, dzisiaj jest luźna.

Poszłam do szkoły. Nie mam klucza, więc zapukałam do pokoju nauczycielskiego. Drzwi otworzyła mi moja największa hejterka. Na mój widok zrobiła kpiącą minę. Tak się skrzywiła, że aż zachciało mi się śmiać. Współczuję jej. Przez tę nienawiść na twarzy wygląda po prostu staro. W pokoju nauczycielskim na stole były ciastka, ale nie skusiłam się.

Popołudniu byłam u przyjaciół, potem obejrzałam sobie na DVD koncert jednej z moich ulubionych piosenkarek i pouczyłam się hiszpańskiego. Teraz oglądam w necie mecz, gdyż dzisiaj startuje Bundesliga.

Bilans:
10:00 - 3 wafle ryżowe - 78
13:20 - 2 morele - 42
14:00 - 2 gałki lodów - 220 (?)
16:00 - wafel ryżowy - 26
19:00 - kromka chrupkiego z musem paprykowym - 30

Razem: 396 kcal. 

Te dwie gałki lodów zjadłam całkowicie świadomie. Zgodnie z moimi zasadami pozwalam sobie czasami na coś zakazanego. Grunt to umieć przestać, zjeść tylko jedną rzecz i nie wpadać w ciąg. Ja to potrafię. Dlatego nie mam wyrzutów sumienia. Nie jestem osobą, która zalicza napady. Dieta trwa cały czas.

Następna część mojej historii:


Na czwartym roku studiów moja nieskończona ambicja zagoniła mnie do Niemiec. Jako świetna studentka oczywiście dostałam stypendium. Przez 2 semestry studiowałam na niemieckim uniwersytecie. Inni studenci z zagranicy wykorzystywali ten czas do zabawy. Ja nie. Popołudnia spędzałam w bibliotece i pilnie zbierałam materiały do pracy magisterskiej. W drugim semestrze musiałam pracować. Stypendium było niskie i nie wystarczało. Zazdrościłam dziewczynom ze Skandynawii, bo one dostawały kupę kasy. Chodziły na zakupy i do kina, podróżowały. Rodzice mi nie mogli pomóc, więc musiałam sama na siebie zarobić. Rano i popołudniu byłam na zajęciach, potem wracałam na chwilę do mieszkania, a codziennie wieczorem sprzątałam klinikę dentystyczną. Było ciężko, bo jako sprzątaczka nie mogłam wyjść na górę, dopóki byli pacjenci. Nieraz siedziałam bezczynnie i czekałam godzinę albo dwie. Nieraz wracałam do mieszkania o północy, a następnego dnia musiałam wstać wcześnie na zajęcia. Byłam jednak z siebie dumna, bo zarabiałam pieniądze sama i sama się utrzymywałam. Nikogo o nic nie prosiłam – taki jest mój charakter. Oczywiście chodziłam na wiele zajęć i egzaminy zdawałam ze świetnymi wynikami. 


Na studiach zagranicą zrozumiałam jednak coś, co wcześniej było dla mnie niepojęte – że poza nauką istnieje życie. Nadal uczyłam się bardzo dużo, ale zaczęłam znajdować czas na inne rzeczy. Mogę powiedzieć, że trochę odkryłam życie. W tamtym czasie nadal jednak jadłam za dużo słodyczy.


Na piąty rok studiów wróciłam do Polski. Pisałam pracę magisterską, której poświęciłam mnóstwo energii. Musiała być doskonała. Zarabiałam na siebie, udzielając korepetycji i miałam też oczywiście stypendium naukowe. Uczyłam się, ale nie tyle co kiedyś. Chciałam żyć. Nie było oczywiście żadnych imprez. Zamiast tego spędzałam więcej czasu z rodziną i częściej chodziłam do kościoła. To był piękny czas. Wspominam go z tęsknotą. Na uczelni wszystko było idealnie, bo wcześniej uczyłam się tyle, że wiedziałam już wszystko, co musiałam. Wykładowcy nadal byli zachwyceni. 


Zaraz na początku piątego roku postanowiłam schudnąć. Zaczęłam sobie brać do serca komentarze innych ludzi: że przytyło mi się w ostatnich latach, że już nie jestem taka chuda jak kiedyś, że stare ubrania są za ciasne. Zaczęłam dietę. Na czym ona polegała?


Zrezygnowałam całkowicie ze słodyczy. Jadłam tylko trochę ciasta, jak moja mama upiekła, a nie było to często.


Jadłam mniej, ale jadłam wszystko, co moja mama ugotowała. Nawet naleśniki, smażone kotlety schabowe, sałatki z majonezem albo placki ziemniaczane. Takie rzeczy moja mama robi rzadko, gotuje raczej zdrowo, więc było spoko. Często gotuje zupy. Często jest też u nas gotowane albo upieczone mięso. Dawno nie byłam w Polsce, ale na pewno dalej tak jest, bo moja mama zawsze tak gotowała. 


Na śniadanie jadłam 2 kromki chleba pełnoziarnistego z masłem, na uczelnię zabierałam 2 jabłka, w domu jadłam normalny obiad. Z kolacji zrezygnowałam. To wtedy po raz pierwszy w życiu zaczęłam pić wodę mineralną i zaczęła mi ona smakować.


Nie liczyłam kalorii. Nie wiedziałam, ile kalorii ma kromka chleba, jabłko czy mięso.


Podchodziłam do wszystkiego spokojnie. Nie użalałam się nad sobą. Do dzisiaj tego nie robię.


Nie uprawiałam żadnego sportu. Nadal go nienawidziłam i nic mnie do tego nie zmusiło.


Nikt z rodziny nawet nie zauważył, że jestem na diecie, bo jadłam normalnie, ale mniej.


Nie ważyłam się, bo w domu nigdy nie mieliśmy wagi. Raz zważyłam się u koleżanki, to wiedziałam, że po powrocie z Niemiec ważyłam prawie 65 kg. Nie znałam też swoich wymiarów. Jedynym wskaźnikiem chudnięcia były dla mnie coraz luźniejsze ubrania. Cyferki na wadze się nie liczyły. Nie obchodziło mnie to.


To nie była pro Ana. Wtedy nie wiedziałam, co to jest. To było zdrowe i normalne odchudzanie. Nie było żadnej obsesji. Nie czytałam o żadnych dietach. Jadłam mniej – to wszystko. Schudłam tylko i wyłącznie poprzez ograniczenie jedzenia.  


Po kilku miesiącach wszyscy mi mówili, że schudłam. To było widać i byłam z siebie dumna. Nie chciałam jednak więcej, to mi wystarczyło. Schudłam wtedy pewnie ok. 8 kg. Dokładnie nie wiem, bo tak jak pisałam, nie mieliśmy nigdy w domu wagi. 


W następnej części o pierwszym roku po studiach, kiedy to w nieplanowany sposób wyjechałam do Niemiec, gdzie siedzę do dzisiaj.

11 komentarzy:

  1. szkoda, że teraz już się tak nie odchudzasz, to było mądre odchudzanie :) jestem ciekawa jak znalazaś się w Niemczech także nie mogę się doczekać jutra :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony żałuję, że wpadłam w pro Anę. Z drugiej strony nie. Ciężko mi się do tego ustosunkować, ale wiem, że tamta dieta była rozsądna. To znaczy, że potrafię i wiem, że do tego wrócę :)

      Usuń
  2. Lubisz być samotna..? Ojej, pierwszy raz się z takim czymś spotykam. Bardzo dużo się uczyłaś, poświęcałaś na to cały swój czas. Wolałaś naukę od wyjścia na imprezę. Nie żałujesz teraz, że nie bawiłaś się..? Te lata już nie wrócą NIGDY. Fakt masz wykształcenie, byłaś najlepszą studentką. Tylko mi się wydaję, że w czasach w których żyjemy często liczą się także inne aspekty w poszukiwaniu pracy. Jest Ci teraz ciężko mimo, że masz wykształcenie, a czasu nie cofniesz i nie przeżyjesz już tych studenckich zabaw.. Wiem, wiem uśmiechniesz się czytając ten komentarz i pomyślisz co 17-nastolatka może wiedzieć o życiu..
    Tylko, że ja jestem zdania, że żyję się tylko raz i trzeba to wykorzystać i przeżyć je najlepiej jak tylko umiemy. Oczywiście nie mówię, że nie myśleć o przyszłości. No, ale młodość ma swoje prawa.. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żałuję, bo do dzisiaj nienawidzę imprez. Nienawidzę głośnej muzyki i tłumu ludzi. Teraz mogłabym chodzić na imprezy, ale nie chodzę, bo po prostu tego nie lubię. Nienawidzę tańczyć i nigdy tego nie robię, nawet na weselach.

      Usuń
  3. @Grubasek: nie wszyscy są rozrywkowi, nie każdy lubi głośne imprezy. Ja też za nimi nie przepadałam. Wolałam pójść z koleżankami do kawiarni na kawę i ciastko (a nie np. do pubu na piwo) lub do kina. Dyskoteki i zabawy z alkoholem nie były mi do szczęścia potrzebne. Do dziś nie lubię hałasu :)

    Greto, u mnie to właśnie przez burzę nie mam internetu. Byłam sama w domu, nie odłączyłam żadnych kabli, uderzył piorun i spalił nam komputer stacjonarny w tym modem. Teraz czekam właśnie na modem, dość długo mi go już ślą. Internet nadal podkradam sąsiadom za pomocą przenośnej antenki, ale mówię sobie, że to czyn mało szkodliwy społecznie ;))

    Rozsądną była kiedyś ta Twoja dieta odchudzająca. Ciekawa jestem, jak i dlaczego prztyłaś po niej ponownie.
    Fajnie się czyta Twoje opowieści.

    OdpowiedzUsuń
  4. Schudłaś tylko i wyłącznie poprzez ograniczenie jedzenia jak fajnie;)
    U mnie niestety bez sportu się nie obejdzie, w sumie to dobrze bo go uwielbiam;) Ale skoro Ty go nie znosisz to Cię nie zachęcam;)
    Trzymaj się
    Pytałaś ile mam wzrostu- 179cm.
    Buziaki:*****

    OdpowiedzUsuń
  5. chciałabym tak umieć jak Ty.. by zjeść jedną niedozwoloną rzecz i to tak w sposób zaplanowany i nie wpaść potem w ciąg.
    skoro tak.. i jeśli naprawdę byłaś wtedy szczęśliwa to mi pozostaje się tylko cieszyć :) chciałabym czasem tak jak Ty kiedyś. zdrowo, nie myśleć o kaloriach i wgl. przynajmniej by mi się teraz na mózg nie rzucało ;] trzymaj się ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej! Już czekam na następną część Twojej historii! Trochę się od nich uzależniłam :)
    Mogę po nich wnioskować, że jesteśmy bardzo do siebie podobne. Mam nadzieję, że kiedyś też będę miała w sobie tyle motywacji i siły do walki oraz odwagi, bo nie mam jej tak wiele, żeby wyjechać za granicę..

    OdpowiedzUsuń
  7. Również czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. a w którym właściwie miejscu można usunąć tę weryfikację?

    OdpowiedzUsuń