czwartek, 23 sierpnia 2012

504 / Moja historia. Cz. 2. Wielkie obżarstwo

Dzisiaj przez cały dzień byłam zajęta. Wstałam przed 10. Dziwne, że nie spałam do oporu. Na 13 poszłam do szkoły, bo miałam dzisiaj dyżur w bibliotece. Potem poszłam powiedzieć jednej klasie o projekcie. Spytałam jednego nauczyciela francuskiego, czy mogę obserwować jego kurs w klasie maturalnej, który jest od podstaw. Chętnie się zgodził. Chciałam to robić, bo w ten sposób będę mieć darmowy kurs francuskiego, a poza tym lubię obserwować lekcje. Będzie to kilka godzin w tygodniu. Już wzięłam sobie z pokoju nauczycielskiego odpowiedni podręcznik. Poza tym ten nauczyciel to niezły przystojniak, więc będzie więcej do obserwowania niż tylko lekcja.

Niezależnie od tego będę chodzić na kurs francuskiego, który będzie w gminie. Jak teraz jestem bezrobotna, to nareszcie mam czas na wszystko, o czym mogłam pomarzyć wcześniej. Przynajmniej taka zaleta... Nawet wstaję trochę wcześniej i rzadko śpię do 12. Będę się teraz dokształcać intensywniej niż kiedykolwiek wcześniej.

Bilans:
10:00 - jogurt naturalny 150g - 50
2 morele - 42
wafel ryżowy - 26
12:00 - mus dla niemowlaków - 107
14:45 - 3 kromki chrupkiego - 63
mus paprykowy do smarowania - 30
gotowane jajko - 78
pomidor - 26
16:30 - kawa z mlekiem - 30
2 wafle ryżowe - 52

Razem: 504 kcal.

Jak zwykle najtrudniej było mi wczesnym popołudniem. Naprawdę nie wiem, dlaczego wtedy jestem strasznie głodna, a po 17 już w ogóle nie odczuwam głodu. Kładę się przecież spać bardzo późno. To oczywiście lepiej, bo wieczorem nic nie jem. Wczesnym popołudniem mam różne myśli, ale je pokonuję, bo wiem, że warto walczyć.

Moje dzisiejsze śniadanie, czyli herbata miętowa, jogurt naturalny z dwiema morelami i wafel ryżowy:


Taki wisiorek sobie ostatnio kupiłam:


Druga część mojej historii:


Drugi etap mojego życia rozpoczął się w wieku 21 lat. Byłam na drugim roku studiów. Non stop kułam, nie miałam poza tym życia. Nigdzie nie wychodziłam. Kiedy moi rodzice wracali do domu, to od razu wołali moje imię, bo wiedzieli, że ja na pewno jestem. Siostra i brat wychodzili do znajomych, ja zawsze siedziałam w domu i czekałam na rodziców. Odrzucałam zaproszenia na imprezy, aż inni przestali mnie zapraszać. Pamiętam, że koleżanka zaprosiła mnie raz na sylwestra, ale ja odmówiłam, bo stwierdziłam, że nie mogę zmarnować dnia i wieczoru. Pamiętam, że na dworze były fajerwerki, ludzie się bawili, a ja siedziałam w swoim pokoju i kułam na pamięć niemieckie ballady. Kiedy fajerwerki się skończyły, to byłam szczęśliwa, bo mogłam dalej spokojnie się uczyć. Kiedy były święta i goście, to ja tylko na chwilę do nich schodziłam, bo przecież musiałam się uczyć. Tak spędzałam każdy dzień, każdy weekend. Piątkowe i sobotnie wieczory też. Nie było wolnego czasu. W niedzielę zawsze szłam na pierwszą mszę, żeby potem cały dzień się uczyć. Zawsze byłam perfekcyjnie przygotowana. Często było tak, że kiedy wchodziłam na egzamin, to wykładowcy mówili: „A, to pani. Pani na pewno wszystko wie” i od razu wpisywali mi 5,0. Bez żadnego pytania. Nawet gdyby mnie pytali, to i tak wszystko bym wiedziała. Byłam najlepszą studentką z roku. Na studiach KAŻDY egzamin zdałam na najwyższą ocenę 5,0 i osiągnęłam na koniec maksymalną możliwą średnią. Obrona magisterki to też była tylko formalność. Byłam jedyną, która chodziła na konsultacje do wykładowców. Po prostu musiałam wszystko wiedzieć. To mi zostało do dzisiaj. Jestem ambitna i chcę wiedzieć jak najwięcej.


Ponieważ tyle się uczyłam, to miałam najwyższe stypendium naukowe. Miałam też stypendium specjalne, bo byłam chora i miałam przyznany stopień niepełnosprawności przez komisję lekarską. Mieszkałam z rodzicami, więc wszystkie pieniądze miałam dla siebie. Wtedy nie interesowałam się ciuchami ani biżuterią. Chodziłam w swetrach, dżinsach i adidasach. Zakładałam na siebie byle co – co leżało pod ręką. Miałam tylko jedną parę kolczyków. Staromodną, którą mój tato kupił wiele lat temu jeszcze w dawnej Czechosłowacji. Do tej pory mam do niej sentyment. Pieniądze wydawałam na książki (w domu u rodziców mam ponad 500 własnych). 


Oprócz tego wydawałam pieniądze niestety na słodycze. Nie wiem dlaczego. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale na drugim roku studiów zaczęłam faszerować się słodyczami. CODZIENNIE jadłam tabliczkę czekolady, chipsy, ciastka, cukierki i wafelki. CODZIENNIE popołudniu i wieczorem ten sam zestaw, tylko inne smaki. Codziennie po zajęciach wracałam do domu z reklamówką pełną słodyczy. Zjeść jedną tabliczkę czekolady naraz to nie był dla mnie żaden problem. Czasami jadłam kilka tabliczek czekolady naraz (tak, dobrze przeczytałyście). Mama mówiła mi, że jem za dużo słodyczy, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Każdy dzień był taki sam: nauka i słodycze, a poza tym jadłam to, co gotowała moja mama. Z tym że ona nie gotuje kalorycznie i rzadko smaży. Rzadko też piecze ciasta, bo nie ma czasu. Nie miałam żadnej aktywności fizycznej, nie uprawiałam żadnego sportu. Jedyną aktywnością fizyczną było chodzenie na uczelnię i do kościoła.  


Tak było na drugim, trzecim i czwartym roku studiów. Przytyłam z 48 kg do ok. 65 kg. To i tak cud, że tylko tyle. Muszę powiedzieć, że przy takich ilościach niezdrowych kalorii na dzień każdy przytyje, nawet człowiek mający doskonałą przemianę materii i nie mający skłonności do tycia. Nawet naturalnie chuda osoba przytyje od takiej ilości słodyczy. Naprawdę jest BARDZO mało osób, które by nie przytyły przy takim obżeraniu się.


Ja niestety w tamtych latach zepsułam moją doskonałą przemianę materii i żałuję do dziś, że nie posłuchałam rodziców. Gdybym wtedy tyle nie żarła, to do dzisiaj byłabym chuda i do dzisiaj nie wiedziałabym, co to jest odchudzanie.


W trzeciej części mojej historii będzie o pierwszej skutecznej diecie, czyli o czasie, kiedy postanowiłam zrzucić zbędne kilogramy. Była to zdrowa dieta.

Dzisiaj modelki:


19 komentarzy:

  1. samym obżarstwem nie zepsułaś przemiany materii - zepsuć ją można długimi niezdrowymi dietami, tak to przemiana materii nadal była dobra, ale wiadomo, że nadmiar kalorii nawet przy zajebistej przemianie materii zamieni się w tłuszcz ;) i nie ma innej opcji. słodycze nie psują przemiany materii ani obżeranie się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że to był początek tego psucia przemiany materii. Drugi etap jest w sumie teraz, dlatego za jakiś czas będę musiała pracować nad tym, żeby wszystko wróciło do normy :)

      Usuń
    2. Jeu moim zdaniem słodycze mogą zepsuć przemiane materii i to bardzo, czekolada zatwardza, tak samo dieta mało wzbogacona w blonnik - widziałaś kiedyś blonnik w cukierkach ? Ktoś kto nie przejmuje się zjadanymi kcal raczej nie kupuje ciastek z pełnego zboża i bez cukru do tego 3x droższych - wiem z własnego doświadczenia.

      Usuń
    3. Thinerland przemiana materi to nie jest częstotliwość czy łatwość w chodzeniu do toalety. To spalanie energii z pożywnienia w naszych komórkach. Ona się psuje dopiero wtedy, gdy jemy bardzo mało. Organizm się broni przed zbyt szybkim zjadaniu samego siebie.

      Usuń
  2. Najwazniejsze, ze wzielas sie w garsc. "Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą" Powodzenia w dążeniu do celu. A ile masz wzrostu ?

    OdpowiedzUsuń
  3. a nie pomyslalas ot ym ze jadlas z samotnosci?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdecydowanie nie było z samotności. Wtedy nie byłam samotna, wręcz przeciwnie. W tamtym okresie mojego życia byłam bardzo szczęśliwa.

      Usuń
  4. Zgadzam się z Karolą. Jesteś bardzo ambitna i uparta- jezeli sobie coś postanowisz, na pewno to zrealizujesz. Ja znalazłabym 1000 wymówek. Niestety, mam wrażenie, ze ta Twoja ambicja stała się obsesja w tamtym czasie. Nie czujesz, że byłaś samotna? Że zmarnowałaś te lata? W sumie teraz jest podobnie, pod tym względem, ze znów ambicja przeradza się w obsesję- tyle, że jeżeli chodzi o odchudzanie. TO nie jest tak, ze przyganiał kocioł garnkowi, taka domorosła psychologia mi się narzuciła, takie mam wrażenie- nie chcę Cię urazić za żadne skarby!
    A poza tym, mój mąż tak miał, że na pierwszym roku studiów nie majac żadnej aktywności fizycznej, jeżdząc wszędzie samochodem zaczął jeść słodycze i pic energetyki. Śniadanie jadł koło 13, bo rano nie miał czasu, a stanoiło je KILO ciastek, do tego dziennie wypijał 10 energetyków. Moje prośby i groźby nic nie dawały, on twierdził, że nic mu nie będzie. W końcu przytył z 75 kg do 105! Czego nie może zrzucic do tej pory.Kompletnie nie wiadomo dlaczego zaczął tak jeść i on sam tego żałuje. On jest takim człowiekiem, który musi się przekonać na własnej skorze. Co z tego, ze inni mówią, on wie lepiej i koniec. Na szczeście znacznie utemperowałam jego charakter i dlatego ostatecznie zgodziłam się za niego wyjść:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak napisałam u góry, nie było to z samotności. Mieszkałam z rodziną i byłam szczęśliwa. Byłam zadowolona ze swojego życia. Jadłam słodycze, bo mogłam i miałam ochotę na nie. Tylko dlatego.
      Nie jestem osobą, która zajada smutki. Teraz jestem przecież samotna, ale nie jem słodyczy.

      Usuń
  5. też często ucząc się lubie coś podjadać i muszę to zmienić bo czeka mnie dużo nauki. Zazdroszczę tego że byłaś taka ambitna, też bym tak chciała. A mam jeszcze pytanie, czy matura rozszerzona z angielskiego zdana w miarę dobrze może być jakoś brana za potwierdzenie tego C1 ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie nie. Matura rozszerzona jest na poziomie B2. To nie wystarczy. C1 to jest wyższy poziom. Musi być odpowiedni certyfikat potwierdzający wszystkie umiejętności na odpowiednim poziomie: mówienie, pisanie, czytanie i słuchanie. Każda uczelnia wybiera certyfikaty, jakie uznaje. Trzeba się dowiedzieć w konkretnej uczelni, jakiego certyfikatu wymagają i go zdać na odpowiednią ilość punktów, bo nie wystarczy tylko zdać.
      Ja mam certyfikat Test DaF uprawniający do studiowania w Niemczech. Zdałam go na najwyższe oceny.

      Usuń
  6. Karola z AulĄ mogą mieć trochę prawdy w tym co piszą.. a Ty jak to odczuwasz? co by nie patrzeć szkoda.. ale jesteś tak silna, że schudłaś teraz, masz rewelacyjne bilanse. dalej jesteś bardzo ambitna, poliglotka z Ciebie ;) pod tymi względami Cię bardzo podziwiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam wyżej, jak to było. Samotność absolutnie nie uzasadnia niczego. Nie byłam samotna ani trochę. Byłam zadowolona ze swojego życia.

      Usuń
  7. ...no to nieźle. kilka tabliczek czekolady NARAZ?

    AulA ma rację. mi też wydaje mi się, że to wynikało z samotności. zupełnie nieświadomie sięgałaś po słodycze, a tak naprawdę było po to, żeby zajeść samotność. żaden człowiek, choćby praca i nauka były całym jego życiem, nie wytrzyma długo samotny i zawsze odreaguje to na swój własny sposób. teraz też znalazłaś swój sposób na "równowagę": drastyczna dieta. każde zaburzenie odżywiania to odreagowanie tego, co dzieje się nie tak w życiu i trzeba znać jego źródło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja przecież nie byłam wtedy samotna. Mieszkałam z rodziną. Samotna jestem teraz. Zaproszenia odrzucałam świadomie. Mogłam przecież wychodzić, ale nie chciałam.
      Wyjaśnienie jest tylko jedno: lubiłam słodycze i byłam od nich uzależniona.
      A zjeść kilka tabliczek czekolady naraz potrafiłam :)

      Usuń
  8. Kilka tabliczek czekolady? To mnie zaskoczyłaś. Ja jak jem czekoladę raz na miesiąc (nie ciągnie mnie tak do niej) to rzadko się zdarza żebym całą wmuliła a co dopiero kilka;)
    Fajnie się czytało czekam na następną część
    Buziaki:***

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja też jadłam słodyczy pełno i od dziecka. Rodzice ukrywali przedemną cukierki i ciastka ( u mnie w domu do każdej kawy jest słodkie, ale raczej takie symboliczne ciastko, czy dwa cukierki), a ja zawsze wyszukiwałam kryjówkę. Nigdy nie sprawiało mi to problemu póki nie utyłam. Jesteś bardzo ambitna, tego mogłam się domyślić, ale nie sądziłam, że chodziłaś do kościoła na poranną msze tylko po to, aby się potem uczyć. Chęć bycia najlepszą był silniejszy niż reszta. W sumie to trochę smutno brzmi, jakby część życia wyjęta z kalendarza, a ja uważałam, że miałam w pewnym momencie parcie na uczenie się.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja jak bylam mała tez duzo jadłam slodyczy ,mama mi kupywała codziennie batony ,sama sobie chodzilam po czekolade chipsy w cukierni ciasteczka karmelowe ,truskawkowe. Wszystko jadłam i teraz mam za swoje ..
    Podziwiam twój zapał do nauki ,który trwa dalej.

    OdpowiedzUsuń
  11. U mnie też przyszedł taki moment, że zaczęłam się obżerać i straciłam szczupłą figurę. Tyle, że to było tak dawno temu, że nawet nie pamiętam jak to jest być idealną. Ty pamiętasz i dąż do tego, żeby znów czuć się doskonale.
    Gratuluję bilansu!

    OdpowiedzUsuń