środa, 15 sierpnia 2012

Greta jako businesswoman

Musiałam dzisiaj wstać o 8, gdyż czekał mnie intensywny dzień. Poszłam do urzędu pracy i długo mi tam zeszło, bo ktoś przede mną siedział ponad godzinę. Normalnie nigdy nie wychodzę na miasto tak wcześnie. Ulice były prawie puste i można było iść normalnie. Świetne doświadczenie! Koło 11 zaczyna się wysyp turystów i trzeba się przepychać, żeby gdziekolwiek dotrzeć.

Potem wróciłam na chwilę do mieszkania i poszłam na pociąg, który miałam koło 12. Tak jak wczoraj pisałam, musiałam pojechać do pobliskiego miasta. Miałam dzisiaj rozmowę kwalifikacyjną. W Niemczech gminy prowadzą "Volkshochschulen". Są to szkoły dla dorosłych, które oferują różne kursy. Zajęcia odbywają się wieczorami. Wysłałam do nich maila, zeskanowałam moje dokumenty i zaproponowałam kurs polskiego. Kierownik tej szkoły bardzo się ucieszył i zaproponował mi to spotkanie właśnie na dzisiaj. To nie byłaby stała praca, tylko dorywcza, ale to już krok do przodu.

Dojechałam do tego miasta pociągiem z jedną przesiadką. Ponieważ dworzec jest na obrzeżach, to musiałam dostać się do centrum miasta. Taksówki nie mogłam wziąć, bo na tym zadupiu nie ma taksówek. Kto by nimi jeździł? Nie wiedziałam, gdzie jest urząd gminy i zapytałam kierowcy autobusu. Wsiadłam i powiedział, że mi powie, gdzie mam wysiąść. Centrum miasta jest 4 km oddalone od tego dworca. Wszystko byłoby ok, tylko że ten kierowca kazał mi wysiąść koło urzędu powiatowego, a ja miałam iść do urzędu gminy... Ale skąd miałam wiedzieć, skoro byłam w tym mieście tylko raz i to dawno temu? Wysiadłam wiec na złym przystanku i musiałam iść na piechotę. Są tutaj teraz straszne upały i myślałam, że padnę. Palące słońce, otwarty teren - masakra. Musiałam przejść na piechotę spory kawałek i co się okazało? Że gdybym wysiadła na dobrym przystanku, to byłabym zaraz koło tego urzędu... Zauważyłam centrum handlowe i postanowiłam pójść do toalety się odświeżyć, bo po wędrówce w tym upale wyglądałam fatalnie. Gdybym miała samochód, to bym tylko wpisała adres w nawigację i po problemie. No ale przynajmniej obczaiłam lepiej to miasto. Jak to zrobić lepiej niż na piechotę?

Potem poszłam do urzędu gminy, bo miałam tę rozmowę na 14. Byłam zrobiona na businesswoman: elegancki strój, torebka, terminarz, a w potrfelu profesjonalne wizytówki. Tzn. te wizytówki zrobiłam sobie sama i wydrukowałam na twardym papierze, ale wyglądają bardzo profesjonalnie. Muszę przyznać, że udały mi się. A jak było na tej rozmowie? Bardzo dobrze. Widziałam, że gość był zachwycony moimi kwalifikacjami do nauczania. Ja byłam pewna siebie i wiedziałam, co mówić. Oczywiście, że wiedziałam, bo jestem nauczycielką z powołania i nie mam tu żadnych wątpliwości. Prawda jest taka, że o wykładowcy polskiego z moimi kwalifikacjami i doświadczeniem zawodowym mogą tylko pomarzyć. Kiedyś w Polsce byłam na dwóch rozmowach kwalifikacyjnych na sekretarkę i całkowicie je spieprzyłam. Nie wiedziałam, co odpowiadać na niektóre pytania. Nic dziwnego, skoro nie nadaję sie do takiej pracy. Za to szkoła i nauczanie to moje środowisko naturalne. Jestem w nim jak ryba w wodzie. Nie nadaję się do żadnej pieprzonej firmy.

Jeśli chodzi o ten kurs, to nie wiadomo, czy zgłosi się wystarczająca liczba osób. Tu, na zachodzie Niemiec, mało osób interesuje się polskim. Wiadomo, że malo kto chce się go uczyć. Jeśli się uda, to zarobię parę centów. Jeśli się uda, to będę go prowadzić raz w tygodniu wieczorem. Będę jeździć do tego miasta pociągiem, a potem autobusem do centrum. Obliczyłam, że zdążyłabym na ostatni pociąg do siebie, więc spoko.

Wiecie, co podobało mi się na tej rozmowie? Że tym razem to ja byłam górą. Jestem jedyną osobą w okolicy, która ma kwalifikacje do uczenia polskiego jako języka obcego i doświadczenie. Wiadomo, że są tu Polacy, ale w większości pracują fizycznie i nie mają wyższego wykształcenia, tak jak np. moi znajomi. Ja mam kwalifikacje do uczenia i widziałam, że temu gościowi bardzo zależało, żebym się zgodziła. Kurde, tym razem to ja byłam górą. Fuck, tym razem to ja byłam górą!!! Tym razem to komuś zależało na mojej pracy. Nareszcie! Pewnie nieprędko znowu to poczuję. Widziałam, że ten kierownik bardzo ostrożnie zadawał mi pytania dotyczące wynagrodzenia i terminu kursu, bo bał się, że się nie zgodzę. Ale spoko, ja jestem zdecydowaną, ale skromną businesswoman. Jak wynika z tego bloga, nie jestem pazerna. Wręcz przeciwnie. Na koniec profesjonalnie dałam mu swoją wizytówkę i elegancko się pożegnałam :)

A wiecie, co jest najlepsze? Że gdyby ten kurs się rzeczywiście odbył, to gmina zwróci mi koszt dojazdów, czyli nic nie będzie mnie to kosztowało. Jeszcze lepsze jest to, że w Niemczech jest tak, że urząd pracy zwraca koszt dojazdu na rozmowy kwalifikacyjne. Dzisiaj poprosiłam o zaświadczenie, że byłam na tej rozmowie. W urzędzie pracy trzeba oddać właśnie zaświadczenie, bilety i wtedy oni zwracają kasę za dojazd. Poza tym zwracają też pieniądze za wysyłanie CV pocztą, trzeba dać tylko paragon z poczty. Zwracają pieniądze nawet za drukowanie CV!!! Za wszelkie koszty związane z poszukiwaniem pracy. Fajnie jest pod tym względem w Niemczech. W Polsce przecież jest totalna olewka na bezrobotnych i nie ma dla nich żadnej pomocy oprócz marnego zasiłku, który nawet na jedzenie nie wystarczy. O pomocy w szukaniu pracy ludzie mogą tylko pomarzyć.

Po tej rozmowie poszłam do centrum handlowego. Dawno czegoś takiego nie widziałam, bo w moim mieście są tylko małe sklepy i supermarkety. Centrum handlowe to teraz dla mnie wielka atrakcja. Jak zobaczyłam tam drogerię, to normalnie szok przeżyłam. Taka duża! W moim mieście była malutka drogeria, ale 3 miesiące temu ją zamknęli i mogę kupić tylko kosmetyki do pielęgnacji w supermarkecie. Dzisiaj postanowiłam się opanować i nie szaleć. Kupić tylko to, co mi potrzebne. Kupiłam więc perfumę, bo moja mi się kończy. Kupiłam "Ocean sun" Gabrieli Sabatini. Ładny zapach. Kupiłam też w księgarni 2 książeczki dla mojej chrześnicy: takie z naklejkami, gdzie można projektować dom, wycinać i kolorować stroje dla modelek. Uwielbia coś takiego. Kurde, jak weszłam do tej księgarni, to myślałam, że oszaleję. Tyle długopisów, zeszytów, piórników i wszystkiego!!! Nawet czarne długopisy sobie kupiłam. Oczy tak mi chodziły dookoła, że nie mogłam się skupić. Dobrze, że odkryłam to centrum handlowe, to pojadę tam, jak będę kupować prezenty dla rodziny. Wcześniej jeździłam do miasta, które jest dalej.

Koło 17 wyczerpana wróciłam po całym dniu do siebie. Ledwo doszłam do domu. Potem pisałam artykuł.

Jeśli chodzi o jedzenie, to spożyłam dzisiaj około 850 kcal. To dużo jak na mnie. Grunt, że nie było nic zakazanego. Od jutra znowu bilanse do 400 kcal, bo takie najbardziej mi odpowiadają. Jutro muszę pójść do szkoły, żeby rozpocząć moją działalność charytatywną. Muszę wszystko ustalić z dyrektorem.

Aha, dzisiaj jeszcze zadzwonili do mnie z innej szkoły w moim mieście. Kiedyś wysłałam im CV. Jak dobrze pójdzie, to może dostanę tam parę godzin w następnym semestrze. Poza tym muszę pomęczyć swoją osobą jeszcze dyrektora podstawówki.

Dziewczynki, odwiedzę Was jutro, bo dzisiaj jestem naprawdę wykończona po całym dniu.


16 komentarzy:

  1. Fajnie, gdyby Ci się udało z tą pracą. Trzymam kciuki ;*
    Z tych postów uważam, że jesteś bardzo miła. Marzy mi się taka nauczycielka od polskiego ;)
    Szkoda, że u Ciebie nie ma galerii handlowej, ja bym nie wytrzymała bez sklepów u siebie.
    Bilans nie jest zły, ale wiadomo - im mniej, tym lepiej, więc dobrze, że wracasz do 400 kcal na dzień :) Jednakże miałaś zabiegany dzień więc zapewne sporo spaliłaś ;>
    Pozdrawiam, Ina ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam za ciebie mocno oba kciuki z tą pracą, masz zracje zawsze krok do przodu. Z tymi kaloriami to i tak duzo spalilas idąc w tym upale. U ans w Polsce szaro buro i ponuro, dzis duzo padlao takze z nieukrywaną zazdrościa czytalam jak emcyzlas sie z upalem

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam wrażenie, że w Polsce, a przynajmniej w moim mieście nauczyciele z powołania to towar deficytowy. Osobiście w liceum uczyłam się w klasie o profilu biologiczno-chemicznym, którego celem było przygotowanie do matury z tych właśnie przedmiotów. To co mogę powiedzieć- nie było sensu kierować się profilem klasy. Chemii praktycznie nie miałam. Babka NIC nie potrafiła wytłumaczyć, nawet nie trudziła sobie tym głowy. Podawała strony z podręcznika i numery zadań, potem wzięła jedną, góra dwie osoby do tablicy. Rozszerzonej matury z chemii nie zdawał na koniec nikt. Osoby, które chodziły na lekcje prywatne pokusiły się o poziom podstawowy. I tak było z większością nauczycieli na mojej drodze..
    Jedyna pani pedagog, którą mile wspominam to nauczycielka biologii z gimnazjum- jej naprawdę zależało i zawsze starała się tłumaczyć problem z każdej strony dotąd aż zobaczyła zrozumienie we wszystkich oczach.
    Jeśli jesteś nauczycielką z powołania to Twoi uczniowie mają sporo szczęścia. Dobry pedagog potrafi zarazić swoją pasją uczniów i nie da im zginąć "w wielkim świecie". Oby to nigdy Ci się nigdy przejadło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uczniowie rzeczywiście mnie lubili, ale w tej chwili niestety nie pracuję w szkole. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś do niej wrócę.

      Usuń
  4. ojejku, co za dzień. Greta wstała o 8! niemożliwe :D heh śmieję się a sama muszę wstać o 6 rano, a dochodzi 2 ;/ ale cieszę się mimo to. Wspaniale, że rozmowa przebiegła tak jak chciałaś, mam nadzieję, że wypali z tą pracą, bo zasługujesz na nią jak nikt inny. Kaloriami się nie przejmuj, tyle emocji że na pewno wszystko spalone :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Twoją przedsiębiorczość. Nauczyciel to powinien być zawód z powołania, ja gdybym była nauczycielką to bym wystrzelała wszystkie dzieci, bo nie mam do tego cierpliwości, ale Ty widać, że to lubisz i powinnaś to robić. Każdy powinien iść w kierunku, który lubi.
    Gdyby w Polsce na to zwracali pieniądze to i tak nikt by ich nie chciał, ponieważ na zwrot kilkanaście złotych trzeba byłoby wypełnić 10 wniosków i spędzić kilka godzin w biurze. Zresztą byłam w biurze pracy u nas i jest tam strasznie, a oferty składają tylko zakłady, które nie mogą znaleźć nikogo poza nim, czyli prawdopodobnie nie dają umów, albo nie płacą.
    Według mnie kcal całkiem mało jak na taki ciekawy dzień.

    OdpowiedzUsuń
  6. ja tylko wpadlam na chwilę, komentuje twoj komentarz u mnie ;D więc tak ja jestem rok starsza ;) tzn. we wrzesniu będzie juz 28 :( eh. hehe. a co do facetow, to wiesz oni są potrzebni tylko dla bliskosci rozmowy zabawy, a tak poza tym to my baby jestesmy samo wystarczalne ;) hehe. pozdro :* wroce tu jeszcze by przeczytac notkę narazie! Olciuk

    OdpowiedzUsuń
  7. ps. mi sie zmierz podoba, bo utorzsamiam sie z bella a jej zakazana milosc to moja i mojego P.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wreszcie Cię znalazłam. Byłam zdziwiona, gdy Twoje blogi nagle zniknęły. Kurs języka polskiego... jestem bardzo ciekawa, czy się uda. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam Cię. Blogi zniknęły, bo stwierdziłam, że tak będzie lepiej. Były różne nieprzyjemne sytuacje. Pewnie osoby mnie oceniały i to mi się nie podobało, bo mnie nie znają. Teraz prowadzę inny blog po angielsku :)

      Usuń
  9. fajnie, że próbujesz sobie na nowo ułożyć życie zawodowe, nawet jeżeli już nie możesz pracować w szkole. może akurat złapiesz ciekawą ofertę i dostaniesz super pracę, kto wie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Niezłe musiałaś wywrzeć wrażenie na tej rozmowie, w dodatku te wizytówki i ta pewność siebie. Pewnie będzie dobrze. :)
    Ja zapewne jem więcej niż 800 kcal dziennie.. ;<

    OdpowiedzUsuń
  11. trzymam kciuki proszę Pani by się wszystko udało :)

    OdpowiedzUsuń
  12. bardzo dobrze sobie radzisz. Na kazdym kroku jestes twarda i opanowana. Taka postawa jest do pozazdroszczenia ;)
    Co do bilansu to nie byl az taki zly wiec sie nie przejmuj, przynajmniej byl mniejszy niz 900kcal ;)
    Pozdrawiam gorąco ;****
    www.anoraks.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. tak, zdecydowanie największy błąd. gdyby nie to, może byłabym już szczupła..-,- świetnie się trzymasz, zazdroszczę. dzień intensywny, co równa się spalenie dużej ilości kalorii :)

    OdpowiedzUsuń