Dzisiaj musiałam wstać koło 7, bo poszłam na hospitację lekcji francuskiego u tego super przystojnego nauczyciela. Nie chciało mi się wstać, ale pomyślałam, że dla niego warto. I było warto. Boże, ale on jest przystojny! Wysoki, brunet, ładny głos, szczupły - z wyglądu marzenie po prostu. Niestety nie miałam jak popatrzeć, czy nosi obrączkę. Nawet jak nie, to na pewno kogoś ma. Tak to jest w (moim) życiu. On jest nowy w szkole, tak samo jak jeszcze inny nauczyciel, który też jest bardzo przystojny. Same ciacha zawitały w tym roku do tej szkoły. Aż mi jeszcze bardziej zachciało się francuskiego uczyć.
Potem wróciłam do mieszkania, posiedziałam i po 11 poszłam do szkoły jeszcze raz na hospitację niemieckiego i na dyżur w bibliotece. Znowu nabiegałam się z góry na dół. Poprosiłam wicedyrektora o nowy plan klas 11, bo niektóre sale się zmieniły. Kiedy mi go drukował, to miałam jakieś złe przeczucie. Słusznie, bo oczywiście wydrukował mi stary plan zamiast nowego... Boże, czy on wie, co ma na tym komputerze?
Bilans:
7:00 - 2 wafle ryżowe - 52
9:00 - mus dla niemowląt 190 g - 109
wafel ryżowy - 26
10:00 - nektarynka - 55
14:00 - mus dla niemowląt 160 g - 117
16:00 - 3 kromki chrupkiego - 105
gotowane jajko - 78
mus paprykowy - 30
pomidor - 26
Razem: 598 kcal. Trochę dużo jak na mnie, ale jutro będzie mniej, bo wstaję później.
Jutro znowu muszę pójść pobiegać. Szkoda, że codziennie nie mogę się z tym wyrobić. Denerwuje mnie to, ale czasami jest to po prostu niemożliwe czasowo :(
Teraz zapowiadana historia mojej przyjaciółki:
E. jest Niemką. Poznałam ją od razu, jak tu przybyłam. Często się spotykałyśmy. Jej męża też znam bardzo dobrze. Poznali się na studiach. Oboje mają stałą i dobrze płatną pracę, ogromny dom z ogrodem w spokojnej części miasta i 2 samochody. Są bardzo zgodnym małżeństwem - 2 połówki pomarańczy.
Jednego jednak nie mogli mieć - dziecka. Moja przyjaciółka chorowała na anoreksję i to spowodowało u niej bezpłodność. Nie zawsze tak jest, ale czasami taki jest skutek anoreksji. Ma piękną figurę, jest bardzo szczupła, ale nie wygląda na anorektyczkę.
Do dzisiaj nie je słodyczy, nawet okazjonalnie. Odżywia się bardzo zdrowo.
Wygląda też zdrowo, ale do dzisiaj ma problemy z jedzeniem. Dlatego zawarła ze swoim mężem umowę, że jak znowu będzie kombinować coś z jedzeniem, to on wymyśli dla niej karę. Ostatnio np. musiała odwołać swoje przyjęcie urodzinowe. Nie opowiadałam jej nigdy o swoich problemach z jedzeniem, bo nie chcę, żeby ktokolwiek w prawdziwym świecie wiedział.
E. i jej mąż bardzo jednak chcieli mieć dziecko, nie wyobrażali sobie bez tego życia, więc postanowili adoptować. Są normalnymi ludźmi, mają dobry status materialny, więc na pierwszy rzut oka nie było problemów. Około rok temu zjawił się więc u nich prawie 2-letni chłopiec. Często chodziłam z nimi na spacery. Oboje zakochali się w tym chłopcu, bardzo go pokochali i byli niesamowicie szczęśliwi. Dziecko też było bardzo szczęśliwe. E. aż promieniała szczęściem, bo wydawało się, że jej marzenie się spełni. Wszystko układało się idealnie. Oni już planowali dla niego przedszkole i chrzest. E. zapomniała o swoich problemach z jedzeniem - liczyło się tylko dziecko.
Był jednak jeden poważny problem - matka tego chłopca nie zrzekła się całkowicie praw rodzicielskich, miała ograniczone. To jednak wystarczyło, żeby mogła podejmować decyzje. E. mówiła mi, że to kobieta nieodpowiedzialna, która sama jest jak dziecko. Nie miała zamiaru zabierać syna z domu dziecka, ale na adopcję musiała wyrazić zgodę. Bez jej zgody nikt nie mógł adoptować jej syna.
Moi przyjaciele prawie ją przekonali. Wydawało się, że ta kobieta się zgodzi. Zgodziła się nawet, żeby jej syn mówił do E. i jej męża "mamo" i "tato". Kilka tygodni temu jednak zmieniła zdanie... Stwierdziła, że nie chce, żeby ktoś adoptował jej syna. Zaznaczam jednak, że nie zabiera go do siebie. Chłopiec nadal pozostanie w odpowiedniej instytucji... Moi przyjaciele musieli go więc oddać. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co musieli czuć, kiedy musieli go odwieźć i kiedy wiedzieli, że nigdy więcej już nie zobaczą dziecka, które pokochali. Ono było u nich przecież już prawie rok.
Kiedy E. mi o tym mówiła, to miała łzy w oczach. Nie chciałam potem do niej dzwonić i przeszkadzać, ale napisałam jej maila, że zawsze może na mnie liczyć. Odpisała mi, że oboje muszą uporać się z tym, co ich spotkało. Potem muszę im jakoś zaoferować swoje wsparcie, spotykać się z nimi albo będziemy gdzieś jeździć tak jak wcześniej.
Powiedzcie mi jednak: co to za matka, która tak postępuje? Skoro sama nie chce zajmować się swoim synem, to dlaczego nie pozwoli, żeby ktoś inny to robił? Powinna chcieć szczęścia swojego dziecka, a nie sądzę, żeby w jakiejś instytucji było bardziej szczęśliwe niż w normalnej, szczęśliwej rodzinie. To niemożliwe. Jeśli zależy jej, żeby widywać dziecko, to mogła z moimi przyjaciółmi nawet zawrzeć jakąś umowę na papierze, że będzie mogła go widywać. Może łudzi się, że kiedyś go do siebie weźmie, ale lata będą mijać. Gdyby naprawdę chciała przejąć odpowiedzialność, to dawno mogła to zrobić. Taka jest prawda, bo samotne matki w Niemczech dostają duże wsparcie od państwa. Dostają tu tyle pieniędzy, że wystarczy na utrzymanie.
Kiedy E. mi powiedziała, co się stało, to pomyślałam, że wszystkie moje problemy są małe. Szkoda, że coś takiego spotkało takich dobrych ludzi. Nie sądzę, żeby teraz chcieli znowu adoptować dziecko, ale może jednak się kiedyś zdecydują na jeszcze jedną próbę. Może wtedy będzie to dziecko, którego rodzice nie mają żadnych praw. Nie wiem, czy odnajdą w sobie odwagę, ale tego im życzę.
Muszę dodać, że E. jest teraz szczuplejsza niż jeszcze kilka tygodni temu. Na pewno schudła z rozpaczy, bo domyślam się, że nie jest w stanie nic przełknąć i że zmusza się do jedzenia czegokolwiek.
Strasznie przykra ta historia Twojej przyjaciółki... Strasznie mi jest przykro z jej powodu i jej męża ale także dlatego że chłopiec mógł mieć normalną szczęśliwą rodzinę ale chyba nigdy nie będzie mu to dane.
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się tą historią.
Trzymaj się kochana:***
Matka tego chłopca to istny "pies ogrodnika - sam nie zje, innemu nie da"... Nie rozumiem jak matka może nie chcieć szczęścia własnego dziecka. BTW, dosyć dziwne są te prawa adopcyjne. Nie bronią dobra dziecka, co przynajmniej w polskim prawie adopcyjnym jest zasadą nadrzędną. Ale wszyscy wiemy, że nie zawsze teoria przekłada się na praktykę...
OdpowiedzUsuńW Polsce jest podobnie. Jeśli biologiczni rodzice mają jeszcze jakieś prawa, to sprawa adopcji nie jest taka prosta.
UsuńCo za okropna matka! Jeśli na prawdę chciałaby szczęścia swojego dziecka to pozwoliłaby mu dorastać w normalnym domu, w kochającej rodzinie. Nie rozumiem tego! I jeszcze ta twoja znajoma.. okropnie mi jej szkoda. Musiała na prawdę pokochać już tego dzieciaka. Ehh. to są prawdziwe problemy;(
OdpowiedzUsuńNawet nie chcę sobie wyobrażać, co oni musieli przeżywać. Oddać kochane całym sercem dziecko wiedząc, że dalej będzie żyło w Domu Dziecka. Co do jego biologicznej matki: nie pojmuję, jak można fundować taki los swojemu dziecku. Czego ona oczekuje? I dlaczego dawała im taką nadzieję? Smutne.
OdpowiedzUsuńBiedna kobieta!! ale za każdy grzech spotyka nas kara, Jej grzechem była anoreksja i to co zrobiła ze swoim ciałem, a potem bezpłodność, spotkała ją po prostu kara i ja to tak widzę.
OdpowiedzUsuńStrasznie egoistyczna jest ta matka dziecka :/ nienawidze takich ludzi :/ aż sie we mnie gotuje jak takie coś słysze. To takie niesprawiedliwe ,że jedni tak bardzo pragną dziecka, mają do tego najlepsze warunki materialne i wiele uczucia do obdarowania a mimo tego nie mogą mieć dziecka a inni zachodzą w ciąże od tak a nie mają absolutnie nic do zaoferowania dziecku i jest on dla nich wielkim problemem. Życie to jedna wielka niesprawiedliwość.
OdpowiedzUsuńto jest straszne. ale niestety takie matki się zdarzają. porzucają dzieci, a jednocześnie chcą je mieć dla siebie. tak samo zrobiła moja matka. wiem, jak to dziecko się czuje. a Twoi przyjaciele, szkoda ludzi, bo na pewno daliby temu dziecku dużo miłości, a w zamian za dobro spotkała ich kara....:< smutne :<
OdpowiedzUsuńBardzo smutna historia. Nie znam Twojej przyjaciółki, ale życzę jej by wszystko się ułożyło.
OdpowiedzUsuńDla mnie jest to niezrozumiałe, że większe prawa nieraz mają wyrodni rodzice...A ludzie, którzy chcą stworzyć dziecku wspaniały i rodzinny dom - są na 2gim m-cu, a co gorsza - są zależni od decyzji jakiejś niedojrzałej kobiety...
Tak samo nie potrafię zrozumiec tego, jak ludzie mówią, że nigdy nie adoptowaliby dziecka, bo takie dzieci to mają już w genach coś nie w porządku, nawet jak są maleńkie. WTF?
ja gdybym nie mogła mieć dzieci, a miała pieniądze to nawet bym 5 adoptowała. Bo co jest warte nasze życie jeśli nikomu nie pomożemy?
To tak na marginesie w ad. do tematu;)
Bilans masz większy niż 300/400kcal, ale jak kolejny będzie niski to wszystko będzie ok;)
Chudnij!:):*
Ja też bym bez wahania adoptowała, jestem wielką zwolenniczką adopcji.
Usuńjejku to takie smutne, to straszne ze sa tacy nieodpowiedzialni ludzie, powinna byc jakas naturalna selekcja i kostracja oraz sterylizacja osob ze zbyt ograniczonym ropzumkiem. mam nadzieje ze u twoich przyjaciol wszytskie sie ulozy. w koncu warto miec nadzieje!
OdpowiedzUsuńSmutne no ale skoro biologiczna matka nie chce szczęścia swojego dziecka ,tylko woli zeby bylo wychowywane w domu dziecka to jest bardzo nieodpowiedzialna. Nie wyobrazam sobie tego nawet.
OdpowiedzUsuńBardzo ładny bilans. Oby jutrzejszy był równie udany ;)
To jest straszne co ludzie muszą przeżywać! Aż trudno mi sobie wyobrazić co Twoi przyjaciele muszą czuć. Co z tej kobiety za matka?! Myślałam, że każda matka najpierw da o dobro dziecka, a później o swoje zachcianki, ale się myliłam. To takie smutne!
OdpowiedzUsuńPs. Dla Ciebie 600 kcal to dużo?
To zależy od dnia :)
Usuńaż się chce wstawać rano na takie lekcje ;))
OdpowiedzUsuńsmutna historia.. aż trudno sobie wyobrazić co ona musi przeżywać. a biologiczna matka no cóż, nieodpowiedzialna. Twoi znajomi są dla niej obcy i mogła mieć ale, no ale ten chłopiec się z nimi też na pewno zżył, o tym nie pomyślała? tam na pewno by zaznał w końcu szczęścia i to nie tylko przez rok.
Strasznie mi jej szkoda. Niestety takie sytuacje się zdarzają. Byle tylko znowu nie miała problemów z jedzeniem...
OdpowiedzUsuńDlaczego nie mówisz o swoich "problemach z jedzeniem"?
OdpowiedzUsuńNie widzę powodu, nie chcę się tym chwalić.
Usuń