niedziela, 3 lutego 2013

Koniec udawania i pożegnanie (?)

Nie wiem, czy to mój ostatni post na tym blogu, dlatego proszę o jedno: nie usuwajcie mnie ze swoich linków. Nie żegnam się z Wami, bo nie opuszczam tego bloga na zawsze.

Stwierdziłam dzisiaj jedno: nie ma sensu udawać, że prowadzę tego bloga, skoro nie mam czasu ani na pisanie, ani na odwiedzanie Was. Nigdy nie sądziłam, że do tego dojdzie, ale naprawdę nie mam ani chwili wolnego czasu. Wstaję wcześnie, chodzę spać o 2 w nocy albo później, a i tak nie wyrabiam się ze wszystkim. Wczoraj byłam taka zmęczona, że kiedy potknęłam się w pokoju i przewróciłam się, to już nie chciało mi się wstawać i spałam na podłodze. To dla mnie nie problem, bo nie lubię spać na miękkim podłożu i prawie zawsze śpię bez poduszki, także spoko. Dzisiaj mam zamiar spać w kuchni, bo tam są płytki.

Nie będę też już udawać przed samą sobą w jednej kwestii, przyznam się jeszcze do jednego: już od lipca gadam, że za miesiąc wracam do Polski, podczas gdy daty powrotu nie widać. Prawda jest taka: nie wrócę, bo boję się, że przytyję. To co prawda jeden z kilku powodów, ale najważniejszy. Postanowiłam też, że pojadę do Polski dopiero w lipcu na wesele mojej siostry. Na Wielkanoc zostanę tu sama. Nie pojadę wtedy do rodziców, bo bardzo źle wspominam Wielkanoc zeszłego roku: zaczęłam się wtedy strasznie obżerać i przez prawie 2 miesiące nie mogłam przestać. Wpadłam w kompulsywne objadanie się. Przytyłam prawie tyle, ile wcześniej schudłam. Już nieraz na Wielkanoc byłam sama, to żaden problem, bo te święta mają dla mnie przede wszystkim aspekt religijny, więc mogę je spędzić sama. Poza tym już tak przyzwyczaiłam się do samodzielności i niezależności, że w domu rodzinnym nie wytrzymałabym dłużej niż 2 tygodnie. Jak pojadę na wesele mojej siostry, to wystarczy.

Dieta idzie mi dobrze, w ostatnim tygodniu schudłam kilogram. Codziennie wieczorem znajduję minutę, żeby zapisać bilans w specjalnym zeszycie. Jest mi teraz łatwiej, bo znalazłam tu kogoś, kto jest dla mnie dużym autorytetem pod względem jedzenia. Żywego człowieka, na którym się wzoruję i którego słowa sobie powtarzam, kiedy jest mi ciężko. Wczoraj byłam u niej kilka godzin i znowu usłyszałam mądre słowa, które mnie natchnęły. To osoba znacznie starsza ode mnie. Ona nie wie, że jej słowa pomagają mi w mojej diecie, ale to lepiej. Starsi ludzie są jednak o wiele mądrzejsi od młodych! Dobrze, że tak świetnie się z nimi rozumiem. Oni naprawdę wiedzą więcej. Gdybym mogła cofnąć czas, to w wielu kwestiach posłuchałabym moich rodziców. Gdybym ich kiedyś słuchała, to moje życie teraz byłoby łatwiejsze. To rodzice w 99% mają rację, a nie my. Teraz to wiem. 

Tak jak ostatnio pisałam, dojdą mi teraz nowe obowiązki i kolejny tydzień spędzę na rozmyślaniu o tym, jak się rozdwoić. Pewnie będę o tym myśleć przed snem, bo wcześniej nie mam czasu. Już w zeszłym tygodniu zaczęłam prowadzić w innym mieście kurs językowy. To kawałek ode mnie i wracam późno do siebie, ale warto, bo kocham uczyć. Poza tym robię wszystko, co robiłam wcześniej :)

Nie żegnam się więc. Niedługo będziemy mieć tutaj długi weekend, więc wtedy zobaczę, co u Was słychać.

12 komentarzy:

  1. Nie przejmuj się, my będziemy za Tobą czekać! Poukładaj sobie wszystko, zrób to co masz zrobić. Trzymam kciuki i odpocznij wreszcie, mało się wysypiasz ;/ I to w takich miejscach ^^ Ja tam lubię spać na balkonie latem :P
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wierzę ,ze wszystko ogarniesz, czasami trzeba trochę pozapierdalać żeby potem mieć trochę spokoju:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie usuwam, czekam ;)
    Jesteś bardzo zapracowana. Może postaw sobie cel. Pojedź do domu i pokonaj to. Ty masz władzę nad jedzeniem.
    Niestety masz rację, rodzice wiedzą lepiej. Ale sama wiesz...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakiego języka będziesz uczyć na tym kursie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wyobrażam sobie blogów bez Ciebie! Mam nadzieję, że wkrótce będziesz miała spokojniejszy czas i będziesz mogła wrócić do pisania bloga i że nie przytyjesz przez ten czas! Trzymam kciuki, żebyś była szczęśliwa!

    OdpowiedzUsuń
  6. jestem pewna, że jeszcze tu napiszesz, prędzej czy później. bis bald! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. To dziwne co piszesz. Nikt nie jest na tyle zajęty w życiu, by nie mieć czasu na zapisanie któtkiej notki na blogu chociaż dwa razy w tygodniu. Dopiero co byłaś bezrobotna, a tu nagle masz tyle zajęć? Chyba chcesz się wymigać od prowadzenia bloga, bo widzisz, że donikąd cię to nie prowadzi. Chudnięcie ci nie idzie, a co trochę schudniesz, to znowu tyjesz i tak w kółko.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oby Twoje obowiązki zmalały na tyle, abyś mogła dalej prowadzić bloga. Nie zamierzam usuwać Twojego bloga, będziemy wszystkie cierpliwie czekać, aż będziesz mieć czas na napisanie kilku słów ;-)

    Trzymaj się ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam nadzieje ze szybko wrócisz <3

    Trzymaj się chudziutko :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Greta wracaj do nas! Pusto bez Ciebie

    OdpowiedzUsuń
  11. och, Greto..
    rozumiem Cię. Nie usunę z linków.
    Nie wiem nawet co więcej napisać, sama przez ostatnie tygodnie nie pisałam ani nie czytałam, szczerze teraz przyznaję, że nie jestem na bieżąco z twoim blogiem... a weszłam tu z ciekawości, żeby zobaczyć, co u Ciebie...
    ten strach przed przytyciem.... ja się jemu poddaję, dwa tygodnie odstępstwa od diety to wystarczająco dużo czasu by przytyć parę kilo.,... i to mnie zniechęca od pisania, bo niby co mam pisać? że zjadłam 2000 kcal bez mrugnięcia okiem? ...
    wierzę że jak wrócę to wszystko wróci do normy, ale ile można... w kółko to samo...
    czasem nie mam już sił.
    Podziwiam Cię.
    Trzymaj się...

    OdpowiedzUsuń
  12. Greto, daj znać co słychać, żeby tu być nie musisz przecież pisać codziennie, ani nawet co tydzień. Jesteś obecna w moich myślach i mam nadzieję, że sobie dajesz radę. Napisz co u Ciebie, martwimy się :)

    OdpowiedzUsuń