wtorek, 23 lipca 2013

Aktualności

Muszę Was przeprosić za nieobecność. Wiem, że jestem okropna. Wiem i przepraszam. Już opisuję wszystko...

7 lipca zaczęłam nową pracę. To już moja czwarta. Pracowałam od poniedziałku do niedzieli od 8:30 do 22:00. W sobotę 1,5 tygodnia temu zrozumiałam, że nie mogę tak harować. Miałam na 8:00 rano ważny termin, a wstałam o 9:00. Ktoś na mnie czekał i się nie doczekał. Ze zmęczenia nie słyszałam żadnego z moich czterech budzików. Zrozumiałam, że nie można spać 4 godziny na dobę, bo organizm się wykończy. To nierealne. Zawsze pracuję dużo, ale ostatnio naprawdę przesadziłam. Tydzień temu moja przyjaciółka, w której firmie jestem zatrudniona, wróciła z urlopu. Podzielę się z nią godzinami, bo sama tego nie udźwignę. Najważniejsze jest dla mnie, żeby nie porzucić moich innych prac.

W ostatnim czasie zaniedbałam wszystko, dietę też. Nie opychałam się jednak. Nie przytyłam, bo miałam dużo ruchu. Jednak w ostatnich dniach na pewno przytyłam. Czuję po sobie, że ważę około 52-53 kg. Od soboty jestem u rodziców. Po raz pierwszy od 7 miesięcy jestem w Polsce i oczywiście rzuciłam się na domowe jedzenie. Mam tu mniej obowiązków, co jest dla mnie szokiem. Zajmuję się więc siedzeniem i jedzeniem, koszmar. Najgorzej jest dla mnie nie mieć zajęcia, ale coś sobie znajdę. To jest właśnie mój problem: kiedy nie pracuję, to popadam prawie w stany lękowe, odczuwam niepokój i stresuję się. Dobrze, że mam trochę lekcji przez Internet, bo bez pracy już całkiem bym oszalała. Nienawidzę przymusowych urlopów. Jutro pojadę do lekarza, potem chyba będę się uczyć czegoś albo pojadę na rowerze na grób dziadków, nie wiem jeszcze. Muszę się czymś zająć.

Wczoraj byłam na zakupach. Pierwszy raz od dawna miałam czas wydać zarobione pieniądze. Wydałam prawie 1000 zł, głównie na prezenty. Dla siebie jak zwykle mało kupuję, chociaż przywiozłam rodzinie prezenty z Niemiec. Jutro znowu jadę na zakupy, to może coś sobie jeszcze kupię.

Wczoraj kupiłam sobie tylko parę książek i sukienkę. To jest właśnie moja paranoja: poszłam do kilku sklepów tylko po to, żeby sprawdzić jak wyglądam. Zawsze robię tak, że idę do sklepu, oglądam ubrania. W końcu podchodzi ekspedientka i pyta, czy pomóc. Wtedy mówię, że tak. Ona pyta mnie, jaki rozmiar. Ja mówię, że nie jestem pewna i pytam, na jaki wyglądam. W ten sposób się przekonuję, jak rzeczywiście wyglądam. Na szczęście wczoraj wszystkie ekspedientki mówiły mi: pani to ma 36, maksymalnie 38. Czuję się na 42, no ale... Może to głupie, ale zawsze tak robię w sklepach. 

Tak w ogóle to przyjechałam do Polski na ślub mojej młodszej siostry, który jest w sobotę. Cieszy mnie to, cieszę się szczęściem mojej siostry. W czwartek i piątek mam zamiar intensywnie sprzątać dom, to nie będę myśleć o głupotach. Robota oczywiście jest, ale dla mnie nic nikt nie miał. Są od tego ludzie, bo wesele będzie wielkie - prawie 200 osób. Na wesele oczywiście idę sama, jak zawsze dumna z tego, że jestem starą panną (to nie jest ironia).

Odkąd wróciłam, to już kilka osób powiedziało mi, że chyba schudłam, odkąd mnie ostatnio widzieli. Każdy mi mówi: aleś ty chuda, ale masz chude nogi. Sorry, ale ja naprawdę tak się nie czuję. Czuję się grubsza niż kiedykolwiek. Sam tłuszcz.

Mam 2 postanowienia, a ja zawsze ich dotrzymuję. W kolejnych dniach maksymalnie ograniczyć jedzenie, a od 5 sierpnia rozpocząć ostatni etap diety i schudnąć najbardziej, jak tylko się da. Tak żeby żebra mi wystawały. I to wszystkie. Wiem, że mi się uda.

Do Niemiec wyjeżdżam w czwartek za tydzień. Wrócę do pracy, do mojego rytmu, to będzie już dobrze. Tutaj czuję się wytrącona ze wszystkiego, nie czuję się sobą. Nie czuję, że mam kontrolę nad moim życiem. Nie czuję, jakby to było moje życie. Czuję, jakbym stała obok i patrzyła na kogoś, kto siedzi i udaje, że żyje. Ta osoba siedzi, czyta, trochę pracuje, ale głównie snuje się po pokojach i czuje niepokój. To do mnie niepodobne. Muszę jednak odzyskać kontrolę chociaż przez te 3 dni, bo tego tylko brakuje, żeby na ślubie mojej siostry wystawał mi brzuch.

Kończę te żałosne rozważania i obiecuję nadrobić jutro zaległości u Was. Przez te wszystkie dni naprawdę o Was myślałam. Nie ma dnia, żebym nie pomyślała o tym, jak sobie radzicie.

13 komentarzy:

  1. ciesz sie chwilami z rodzina, wyspij sie zrelaxuj, pozniej bedziesz sie martwic o reszte ;) :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje rozważania wcale nie są żałosne. Ja zauważyłam taką samą zależność u siebie... Gdy nie mam zajęcia - jem. Dlatego tak dużo czasu spędzam na siłowni. W pracy również staram się ograniczać i biorę tylko jogurt naturalny, parę suszonych śliwek i jabłko (pokrojone w kosteczki). Jedzenie, ah jedzenie. Ile czasu poświęcamy na myślenie o nim...
    Wczoraj wróciłam z siłowni dopiero przed 22... a wcześniej nie zdażyłam zjeść kolacji, bo byłam na spacerze z moim narzeczonym... I poszłam spać głodna, bo jak wróciłam to było już zbyt późno na jedzenie :( .

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty po prostu "schudłaś" w tak krótkim czasie nie z tłuszczu, a z wody. To dlatego tak szybko kg wracają. Nie można przybrać w tłuszcz 3 kg w kilka dni, bo musiałabyś jeść po 7000 kcal albo więcej, aby tyle tkanki tłuszczowej się odłożyło.
    Masz zwolniony metabolizm i organizm na tej twojej diecie nie spala tłuszczu, tylko się odwadnia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze że posluchalas rozsądku. Ciesz się chwilą i czerp z niej pełnymi garściami. To Twoja nagroda za wysiłek :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze że posluchalas rozsądku. Ciesz się chwilą i czerp z niej pełnymi garściami. To Twoja nagroda za wysiłek :*

    OdpowiedzUsuń
  6. A po co w ogóle się tak odchudzasz? Masz w tym jakiś cel?

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne postanowienia! Powodzenia z realizacją;] Fajny pomysł z tymi ciuchami w sklepie^^ No i musi być Ci miło, kiedy inni mówią, że schudłaś;] Trzymaj się!;]

    OdpowiedzUsuń
  8. Też mam zamiar od 5 sierpnia przejść na dietę i schudnąć jeszcze trochę i wszystko ustabilizować.
    Cieszę się że masz już rozmiar 36 bardzo ładnie wyglądasz na pewno :) niezła jesteś z tymi sklepami. Ja czasami wchodzę i przymierzam najmniejszy rozmiar żeby zobaczyć ile mi jeszcze brakuje :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Na pewno jesteś szczuplutka tylko wydaje Ci się, że jest inaczej!
    Jak było na weselu?
    Tylko nie zaharuj nam się! Każdy musi kiedyś odpoczywać!

    OdpowiedzUsuń
  10. a Ty jak zawsze zapracowana... odpocznij trochę i zadbaj o siebie, bo to niebezpieczne tak mało spać i tyle biegać w ciągu dnia... trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  11. Moja droga, świetnie znam to uczucie obcości kiedy jestem u rodziców. W tej chwili np nie śpię do 6.30 rano żeby zdążyć na autobus i w końcu móc się rozkoszować spokojem. No a poza tym to chyba obie tak z przymrużeniem oka cierpimy na pracoholizm ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. widzę, że w końcu wybrałaś się do Polski by spędzić czas z rodziną, to dobrze, korzystaj z tego czasu, gdy wrócisz do siebie wszystko wróci do normy :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochana, wracaj ! I na bloga, ale też wracaj do siebie. Podchodź optymistycznie do życia, tak jest o wiele lepiej, mówię Ci !
    Powodzenia na diecie ;*

    OdpowiedzUsuń